- Na czym ostatnio byłaś?
- Na ostatniej części Władcy Pierścieni.
- Znaczy Hobbita? No i co, dobra? Ja jeszcze nie byłem.
- Jedni mówią, że nudna, inni że głupia, mnie się nawet podobało. Myśmy właściwie poszły z kumpelą, bo tam jest ten aktor, boski normalnie, ten tata Legolasa.
- Thranduil?
- Jakoś tak, z takimi kilometrowymi brwiami. Legolas też jest niezły, tylko że się buja w tej idiotce…
- Tauriel? Czemu idiotce?
- No idiotka normalnie, bo wolała jakiegoś brudnego krasnoluda. Jak można woleć krasnoluda od Legolasa? Myśmy z kumpelą w ogóle myślały, że to ta sama, co we wcześniejszych częściach kręciła z Aragornem, ta Ar… Ara…
- Arwena. No ale to nie ta sama. W ogóle nie wiem, czy wiesz, ale w Hobbicie w książce nie było dziewczyny. To jest wymyślona postać. W ogóle tam jest dużo wymyślone.
- No, Arwena. Najlepsza beka była, jak akurat muzyka przycichła, a kumpela do mnie na cały głos: Co za suka, każdemu by dała, tylko nie Legolasowi. Ale potem zajarzyłyśmy, że to nie ta od Aragorna, tamta miała czarne włosy. No ale z krasnoludem?
- A ty jarzysz, że oni to mają tak naprawdę po metr dziewięćdziesiąt, po dwa metry?
- No przecież wiem, że to efekty. Czytałam, że jak kręcili tę scenę, w której jest Gandalf i krasnoludowie, i tak siedzą niby razem, to on tak siedzi, siedzi, i nagle głowę spuścił i się rozpłakał normalnie, że nie po to został aktorem, żeby grać na zielonym planie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz